Garwolińscy współwłaściciele odziedziczonej półtorahektarowej działki - na przedmieściu przeznaczonym pod domki - podzielili ją między siebie na działki budowlane, a wytyczoną za zgodą nadzoru geodezyjnego drogę wewnętrzną o szerokości siedmiu metrów łączącą miejskie ulice Księżnej Anny i Księcia Konrada III-ego, chcieli złożyć jako darowiznę Miastu Garwolin.
Pani Burmistrz odmówiła przyjęcia tego daru. Ta ulica pozostanie prywatną współwłasnością, co komplikuje wiele kwestii, np. każdorazowe uzyskanie pozwolenia na zbrojenie za własne pieniądze w instalacje wod.-kan.-gaz. i przyłączenie się do nich.
Co prawda "ulica Książęca" (bo taką nazwę już dostała) nie była uwzględniona w mapach planu zagospodarowania dzielnicy, ale część opisowa tego planu zakłada tworzenie "sięgaczy " komunikujących poszczególne działki z szerokimi ulicami, i tak mogłaby być potraktowana ta ulica, niewątpliwie pożyteczna. Argument "ad mpz" przeciwników przyjęcia daru drogi nie przekonuje więc jako bezwzględny.
Do podobnej sytuacji dochodzi w innych miastach Polski. (Znam przykład początkowego odcinka ulicy Miedzianej w Warszawie.)
Włodarze gmin nie chcą przyjmować takich darów, bo postrzegają je jako kłopot. Dlaczego?
Jest tak, że gdyby do Miasta zgłosił się inwestor, który chce w terenie mieszkaniowym na własny koszt wybudować ulicę z chodnikiem i odwodnieniem, z wodociągiem i kolektorem ściekowym, to Burmistrz nie będzie chciał tej inwestycji, jeśli bowiem w dzień po oddaniu jej do użytku inwestor wycofa się z decyzji własnego finansowania i zażąda od Miasta zwrotu poniesionych kosztów, to sąd przyzna mu rację, i nakaże zwrot zapłaty za prace, które leżą zasadniczo w zakresie obowiązków Miasta. Ależ dlaczego? Przecież ten inwestor to wolny człowiek, który sam zgłosił się z inicjatywą zapłaty, która przyspieszyła o 10-20 lat wykonanie zadania, na którym jemu specjalnie zależało, i na którym zapewne dużo zarobił!?
Interpretacja sądów sprowadza życie do absurdu.
Andrzej Dobrowolski